Pod moją powieką życie beztrosko się toczy,
Wyizolowany świat oglądam przez zamknięte oczy.
Oczy zamknięte, tylko wtedy widzieć zdołam
Świat mój barwny do którego wołam:
„Ukołysz mą duszę, utul marzenia
Bym wzniosła się w niebiosa rozpieszczenia”
Gdy oczy otwieram uderza w źrenice,
Fikcja obłudna, przebiegłe lisice.
Czarna smoła z telewizora wycieka,
Mgła dymu gryzącego z radia ucieka.
I dusi me serce uporczywie
Gnijąc na oczach obrzydliwie.
Ktoś szepcze mi do ucha cichutko,
Wlewając w serce ułudę wolniutko.
„Jam twój przyjaciel!”- powiada.
Słowem jak szermierz szpadą włada,
gdy do czynu dochodzi na ziemię pada.
A na tej ziemi kwiaty kolorowe,
nie pachnie żaden! Wszystkie plastikowe.
Sklepienie nieba na wschodzie się odkleja,
ktoś pewnie zaraz łaty poprzykleja.
Prosto z chmur na głowę deszcz spada,
Spływa z ludzi dobroć i do rynsztoku wpada.
Stoję, parasol chroni mnie od ulewy.
W kieszeni mam ziarno, pod nogami plewy.
Liczę do trzech i powieki na klucz zamykam,
Jak magik z rzeczywistości znikam.
Na łące rozsiadam się leniwie,
Chwytam w dłonie motyle łapczywie.
Włosy mi w trawę wrastają
Z brzucha konwalie się wychylają.
Jestem trawą, motylem i kwiatem,
Sobie siostrą, ojcem, matką, bratem.
Wszystko jest we mnie i we wszystkim ja,
Pode mną cisza, nade mną muzyka gra.
I tylko czasem z ciekawości uchylę drzwi
By zobaczyć czy wasz świat jeszcze śpi.
Wyizolowany świat oglądam przez zamknięte oczy.
Oczy zamknięte, tylko wtedy widzieć zdołam
Świat mój barwny do którego wołam:
„Ukołysz mą duszę, utul marzenia
Bym wzniosła się w niebiosa rozpieszczenia”
Gdy oczy otwieram uderza w źrenice,
Fikcja obłudna, przebiegłe lisice.
Czarna smoła z telewizora wycieka,
Mgła dymu gryzącego z radia ucieka.
I dusi me serce uporczywie
Gnijąc na oczach obrzydliwie.
Ktoś szepcze mi do ucha cichutko,
Wlewając w serce ułudę wolniutko.
„Jam twój przyjaciel!”- powiada.
Słowem jak szermierz szpadą włada,
gdy do czynu dochodzi na ziemię pada.
A na tej ziemi kwiaty kolorowe,
nie pachnie żaden! Wszystkie plastikowe.
Sklepienie nieba na wschodzie się odkleja,
ktoś pewnie zaraz łaty poprzykleja.
Prosto z chmur na głowę deszcz spada,
Spływa z ludzi dobroć i do rynsztoku wpada.
Stoję, parasol chroni mnie od ulewy.
W kieszeni mam ziarno, pod nogami plewy.
Liczę do trzech i powieki na klucz zamykam,
Jak magik z rzeczywistości znikam.
Na łące rozsiadam się leniwie,
Chwytam w dłonie motyle łapczywie.
Włosy mi w trawę wrastają
Z brzucha konwalie się wychylają.
Jestem trawą, motylem i kwiatem,
Sobie siostrą, ojcem, matką, bratem.
Wszystko jest we mnie i we wszystkim ja,
Pode mną cisza, nade mną muzyka gra.
I tylko czasem z ciekawości uchylę drzwi
By zobaczyć czy wasz świat jeszcze śpi.
(Happygirl „Wyizolowany świat”)