O odkrywaniu literackich kontynentów,
pełnych mądrości, zaskakujących przygód i krętych szlaków.
***
TAM GDZIE DOCIERAJĄ ANIOŁOWIE
"
Poczuła,
że fruwa, pozbyła się wszystkiego co materialne, była samym duchem.
Trwała w zawieszeniu w jakiejś błogosławionej przestrzeni. Świat
pozostał daleko w dole i wydawał się czystą iluzją..."
czytaj dalej >>>
"Każdego
dnia siedzę pod pomnikiem Diderota między dziesiątą rano a
dwudziestą. Jeśli zachciałbyś ze mną porozmawiać, przyjdź,
proszę. Mam na sobie czerwony płaszcz i kapelusz".
Wysyłałam
tę wiadomość z każdym gołębiem przez ponad dziesięć lat, nikt
jednak nie przyszedł. Myślałam, że gołębie są zbyt płochliwe
i tchórzliwe, a może ludzie nie potrafili ich schwytać. Być może
ktoś przyszedł, ale nie odezwał się do mnie, kiedy zobaczył, że
jestem niewidoma. Sama nie wiem...”

„
Był
sobie raz wędrowny kupiec, który wybrał się w daleką podróż.
Wrócił po dwóch latach i zastał w domu nowe niemowlę.
„Hola
żono! – krzyknął – a skąd się wzięło to dziecię? Bo na
pewno nie moje”
„Och
drogi mężu – żona na to- wybacz mi moją beztroskę. Wybrałam
się pewnego zimowego popołudnia sama w góry i pobłądziłam. A
wtedy ...”

„
-
Nie istniejesz…
- cichy szept przetoczył
się po jego języku,
by po chwili
zatonąć
bezdźwięcznie w tafli zimnego
lustra. – Nie
istniejesz.
– powtórzył pewniej,
jakby starając
się uwierzyć
we własne
kłamstwo. Milczące
zwierciadło odbijało
tylko puste
spojrzenie, wylewające
się smutkiem z zamglonych oczu. Zastygł
w bezruchu...”

„
Przytulony
do piersi, śniłem ciepły sen. Kobiecy oddech gładził włosy
śpiące razem ze mną, dłonie i czoło białe, spokojne,
rozchmurzone. „Tak dobrze” – trwało nieskończenie i nie
potrzebowałem już niczego więcej… Wolny duch i ciało uwolnione
z potrzeby seksu – odpoczywało, ciesząc się nagimi promieniami
zaproszonego otwartym oknem słońca. Trwałem tak bez określonego
czasu i przyczyny, ciesząc się nieświadomie swobodnym przemijaniem
do chwili, w której poczułem jej dłoń, obejmującą mnie tam,
gdzie zawsze oczekiwałem tego najbardziej...”

„
Pewien
człowiek znalazł jajo orła. Zabrał i w włożył do gniazda
kurzego w zagrodzie.
Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt i
wyrósł wraz z nimi.
Przez całe życie zachowywał się jak kury
z podwórka, myśląc, że jest podwórkowym kogutem.
Drapał w
ziemi szukając glizd i robaków.
Piał i gdakał. Potrafił nawet
trzepotać skrzydłami i fruwać kilka metrów w powietrzu. No bo
przecież, czy nie tak fruwają koguty?”

„
Pewien
afrykański, bogaty kupiec Abu, nie chciał rozstać się ze swoimi
starymi i zniszczonymi kapciami. Choć stać go było na nowe, to
jednak żałował pieniędzy i wielokrotnie je zszywał i reperował.
Swoim dziwactwem wzbudzał pewną konsternacje, wśród mieszkańców
małego miasteczka, bo wyglądał dość dziwnie. Chodził ubrany
bardzo elegancko, jego ciało zdobiły piękne tkaniny, o wyszukanych
barwach i niezwykłych wzorach, ale kapcie….., no właśnie kapcie,
nie pasowały do reszty stroju. Stały się powodem do drwin,
ukradkowych spojrzeń i szeptanych komentarzy...”

„
Był
sobie ptak obdarzony parą doskonałych skrzydeł o bajecznie
barwnych piórach, stworzony do swobodnego szybowania w
przestworzach, ku radości tych, którzy obserwowali go w locie.
Pewnego
dnia ptaka tego zobaczyła młoda kobieta i zakochała się w nim bez
pamięci. Serce jej mocno zabiło, oczy zalśniły z zachwytu, gdy
patrzyła, jak z gracją szybuje po błękitnym niebie. Ptak poprosił
ją, by mu towarzyszyła, i polecieli razem w pełnej harmonii.
Kobieta podziwiała, czciła, wielbiła ukochanego ptaka.
Lecz
pewnego dnia pomyślała..”

„
Świątynia
znajdowała się na wyspie, dwie mile od brzegu. Posiadała tysiąc
dzwonów. Dzwony wielkie i małe, dzieło najlepszych ludwisarzy
świata. Gdy wiał wiatr lub zrywała się burza, wszystkie dzwony
świątyni były jednym głosem tworząc symfonie porywającą serca
słuchaczy.
Po
kilku jednak wiekach wyspa zapadła się w morze, a z nią świątynia
i jej dzwony. Starożytna tradycja mówiła, że dzwony dalej biją
bez przerwy i że ktokolwiek słuchałby uważnie, mógłby je
usłyszeć...”

„
Opowiem
Wam historię, która podobno jest zmyślona, jestem jednak pewna, że
zdarzyła się naprawdę… podobno rzecz się działa w Hiszpanii, a
może w Polsce lub w Rosji………??? To mogło wydarzyć
się wszędzie.
Zorganizowano
kiedyś zawody wioślarskie, w których wzięły udział dwie
drużyny. Jedna była reprezentowana przez cudzoziemców, a druga
przez gospodarzy, czyli przedstawicieli jednego z wymienionych wyżej
krajów. Zawodnicy dzielnie walczyli, zwłaszcza Ci przyjezdni.
Płynęli energicznie, szybko i co najważniejsze, skutecznie...”