Wzięła głęboki oddech, a czyste
powietrze wypełniło jej piersi i całe ciało, docierając aż do
koniuszków palców u rąk i nóg. Powtórzyła to trzy razy, i nadal
mając zamknięte oczy, przywołała obraz orła, swojego
totemicznego zwierzęcia. Wyobraziła sobie, że jej ramiona
rozciągają się, wydłużają, przekształcają w pokryte piórami
skrzydła. Była Orlicą - królową nieba, która zakłada gniazdo
tam, gdzie docierają tylko aniołowie.
Zrozumiała, że szczęście polega
na zdobywaniu tego, na co od dawna się czekało... Straszliwy
wysiłek włożony w to, aby pokonać swoje lęki i dotrzeć w owo
miejsce działało jak narkotyk. Znowu poczuła, że fruwa, pozbyła
się wszystkiego co materialne, była samym duchem. Trwała w
zawieszeniu w jakiejś błogosławionej przestrzeni. Świat pozostał
daleko w dole i wydawał się czystą iluzją. Unosiła się tak
przez jakiś czas - jak długo, tego nie umiałaby powiedzieć - i
nagle na rozjaśnionym promieniami słońca niebie ujrzała otwór.
Nie zastanawiając się, niczym strzała przemknęła przez tę lukę
i znalazła się w przestworzach, pustych i mrocznych niczym
bezkresny firmament w bezksiężycową noc, w strefie absolutnej
nicości. Ona też była pustką, bez żadnych pragnień i wspomnień.
Nie było się czego bać. Trwała tam poza czasem.... Kołysząc się
na wietrze, walczyła z pokusą, aby pozostać tak na zawsze, i
ostatkiem woli powróciła do materialnej postaci...
(I.Allende "Miasto Bestii")