niedziela

Drzewo czarownicy

Na łące nad brzegiem krętej rzeczki stoi stare, zniszczone drzewo. Kora w niektórych miejscach poodpadała, a na gałęziach brak liści. Wygląda dziwnie, nieco złowieszczo i tajemniczo. Gdy wieje wiatr gałęzie skrzypią i stękają, brzmi to jak skarga na ciężkie życie i coroczny trud przetrwania. Drzewo wspomina powodzie, wichury, mrozy, śniegi ….., mimo przeciwności losu i upływu czasu, wytrwale „pilnuje” rzeki. 


Dzieci mówią, że to dom czarownicy i podczas letnich kąpieli starają się nie przepływać zbyt blisko, tym bardziej, że pod korzeniami mieszka rodzina zaskrońców, a ich rzeczne pląsy skutecznie odstraszają ciekawskie maluchy.


Nie wiem, czy to obecność czarownicy, czy też magia okolicznych łąk, ale czuje niepokój nocując w drewnianej chatce nieopodal rzeki. Nie mogę zasnąć, choć za płotem sąsiedzi mieszkają. Gdy zamykam oczy, słyszę tupanie, chrumkanie, dyszenie, szeleszczenie, pohukiwanie, popiskiwanie i szeptanie.……. Choć „chronią” mnie ściany, przymknięte okna i święte obrazki, to mimo wszystko czuję się bezbronna, jakbym pod gołym niebem mieszkała, zdana na kaprysy natury. 
Czyżby to strach przed przyrodą?



Te wszystkie strachy zaczęły się pewnego wieczoru, gdy starsza pani nas odwiedziła i powiedziała, że po ogrodach, nocami, wędrują zmarli działkowicze.  Powracają do swoich ulubionych krzaków róż, grządek, drzewek owocowych…… Choć okolica co raz bardziej wyludnia się i „odchodzą” starsi, schorowani amatorzy bliskich spotkań z przyrodą, to nie miałam okazji spotkać ich duchów, a mimo to, każdy nocny dźwięk, wydaje mi się podejrzany.  
Czyżby to były odwiedziny zza światów?

Są noce, kiedy przez parę godzin panuje idealna cisza. To gęsta mgła znad łąki, tę ciszę, a może strach sprowadza. Już po chwili, wszędzie biało i gęsto się robi, jakby czarownica mleko z miski wylewała. Trudno do domu trafić, wszystkie ścieżki zdają się na pobliskie mokradła prowadzić. 


Nawet zwierzaki chowają się w norkach, ptaki z dziupli nie wychodzą. Moje dzieci i koty kładą się blisko mnie. Zapalam świece i ogień w kominku, bo pewniej się wtedy czuję. Zasłaniam okna, bo nie wiadomo, CO lub KTO z tą mgłą przywędruje i do środka zajrzy.  
Czyżby to wszystko, to czary?

Pewnej takiej nocy, skrobanie w okno usłyszałam. Już miałam podejść i sprawdzić, kto w gościnę przychodzi, ale koty sierść najeżyły, a przerażone dzieci zaczęły szeptać, że to czarownica włóczy się po nocy i ludzi porywa, żeby ich w swoim drzewie więzić.  
Znalazłam w sobie resztki odwagi i drzwi szeroko otworzyłam. Chciałam wszystkim, zwłaszcza sobie udowodnić, że to tylko wyobraźnia. Choć pusto i ciemno na dworze było, niepewnie się poczułam. Szybko drzwi zamknęłam i do dzieci wróciłam. Zasnęłam dopiero o świcie. 
Następnego dnia sąsiadka powiedziała, że ona też skrobanie w okno słyszała….. Okazało się, że w południe na mokradłach nieprzytomnego mężczyznę znaleziono. 
Czyżby to zagubiony człowiek, gościny szukał?

Są pewne noce, które z przyjemnością wspominam, nie myślę wtedy o mgle i dziwnych odgłosach. Czuję się wtedy cząstką otaczającej przyrody. Dzieje się  tak w jesienią, gdy przy ognisku siadamy. Pieczemy kiełbaski i piosenkami lato żegnamy. 



A potem, w długie zimowe wieczory tęsknimy za drzewem czarownicy, za tajemniczą łąką oraz za upalnymi nocami świętojańskimi podczas których, na łące zaczyna się niezwykłe widowisko. Tysiące maleńkich światełek drogę nad rzekę ozdabia. Tak jakby czarownica zaprosiła robaczki świętojańskie do wspólnej zabawy. My też czujemy się wtedy zaproszeni. Robimy wianki z łąkowych kwiatów, w środek świeczki wkładamy, do rzeki wrzucamy i wypowiadamy życzenia, a gdy cichutko w trawie posiedzimy, to widzimy jak zwierzęta na łące, pod starym drzewem się spotykają. Przychodzą jeże, lisy, sarny, sowy….. 
Czyżby to drzewo swoją magią również zwierzęta oczarowało?