Czekała
niecierpliwie na cisze nocy, na melodię snu, która otoczy wszystkich
mieszkańców domu. Gdy już była pewna, że nikt jej nie zauważy i że jedynymi
świadkami ucieczki będą świerszcze, grające jak szalone, otworzyła okno i
zeskoczyła niczym kot, na mokrą od rosy trawę.
Na parę
sekund cały świat zamilkł, wydawało się, że wszyscy w napięciu czekają na
dramatyczne wydarzenia, które będą częścią dzisiejszej nocy. Lecz ona niczego
nie zauważyła, nie zrozumiała ostrzeżenia, biegła szybko na spotkanie,
wiedziała, że jest spóźniona.
Nie przejmowała
się pokaleczonymi stopami, rozwianymi przez wiatr włosami i podartą przez
gałęzie sukienką. Biegła coraz szybciej i modliła się, żeby czekał, żeby
nigdzie nie odszedł, żeby był……Gdy już dobiegała do parkowej bramy, zza chmur
wyszedł księżyc, a jego blask oświetlił wejście, zachęcając dziewczynę do wbiegnięcia
między alejki.
Lecz to
miejsce, które za dnia wydawało się przyjazne, pełne kwiatów i słońca, w nocy
wyglądało inaczej, bardziej złowieszczo i tajemniczo. Nagle poczuła się
niepewnie. Tam gdzie miała iść nie dochodziło światło księżyca, gęste liście
zasłaniały jego blask. Przystanęła na chwilę, bo miała wrażenie, że coś jakby
błysnęło między drzewami, może oczy? Zobaczyła jakby cień, może to on?
Jeszcze
miała szanse zawrócić, ale nie zrobiła tego, weszła w mrok.
Już nie biegła, szła powoli i niepewnie. Miała
wrażenie, że zaczęły otaczać ją drzewa, a ścieżka, którą szła, zniknęła. Na
twarzy czuła oddech liści, a gałęzie drzew zaczęły wplątywać się w jej włosy.
Nagle, coś
chwyciło ją za ręce i mocno przycisnęło do drzewa, czuła jak kora kaleczy jej
plecy. Chciała krzyczeć, ale nie była w stanie wydobyć z siebie, choćby
najmniejszego dźwięku, nie mogła się ruszyć, choć bardzo chciała
walczyć. Z przerażeniem obserwowała, jak gałęzie oplatają jej ręce, piersi,
uda…..,wnikają w głąb jej ciała, sprawiając straszy ból.
Nagle podszedł, wiedziała, że od jakiegoś czasu obserwował ją z ukrycia. Choć wcześniej tak bardzo
pragnęła się z nim spotkać i specjalnie dla niego biegła w tę noc, teraz jednak nie cieszyła się, bo nie przyszedł jej
z pomocą, nie pragnął jej uwolnić, tylko z zadowoleniem obserwował, jak staje
się więźniem drzewa. Czuła jak jego zielone oczy, odczytują każdą jej myśl, wchodzą
do jej wnętrza, jak nieproszony gość. Ze
smutkiem stwierdziła, że to już nie miłość i radość życia, tylko walka i
rozpacz.
Gdy już została niemym niewolnikiem, podszedł i zaczął całować jej usta, a każdy jego dotyk
ranił ją coraz bardziej, palił jak ogień.
Choć jej dusza broniła się, to ciało pragnęło więcej pocałunków.
Tak bardzo zatraciła się w tej dziwnej i
niepokojącej rozkoszy, że zapomniała gdzie jest i kim jest.
Gdy się
zbudziła czuła i myślała jak drzewo, była drzewem i nie pragnęła niczego
innego.